Pamiętam, że jako maluch zawsze lubiłam siedzieć pod stołem nakrytym długim obrusem, miałam wtedy taką ówczesną wersję namiotu. Sprowadzałam w to miejsce cały swój zabawkowy dobytek i tak mijały mi godziny na beztroskim przebieraniu miśków i lalek.
Poźniej, w okresach letnich zaczęło się rozkładanie namiotu w ogrodzie i bardziej „dorosłe” wyjazdy pod chmurką nad jezioro.
Dlatego też, jak tylko Max zaczął coraz pewniej chodzić zaczęłam przekonywać tatkę jakie to must have w pokoju małego. Snułam wizję zabaw, zasypiania w namiocie i wieczornego czytania książek.
Udało się, tatko zatwierdził wydatek w budżecie, choć nie obyło się bez komentarzy, ale jest finansistą z zamiłowania, więc ten typ tak ma:)
Nasze tipi przywędrowało do nas z NunuNu. Już podczas montażu byłam zachwycona. Nawet po opakowaniu widać serce jakie wkładają w swoje prace. Dziękujemy !
Ja dostrzegam takie szczegóły, tatko troszkę chłodniej do tego podchodzi. W końcu facet.
Udało mi się postawić tipi jak Maxa nie było w domu. Po jego przyjściu z niecierpliwością czekałam aż wejdzie do pokoiku i zrobi to swoje „o o!!”.
No więc chodziłam za nim jak cień a ten na złość jakby wiedział, że matka ma jakieś oczekiwania wędrówkę zaczął od kuchni. Sprawdził ile ma ciasteczek w swoim pudełku, uzupełnił płyny, domknął zmywarkę i zdecydował się jednak pójść do siebie.
Jakież było moje rozczarowanie kiedy nawet nie zauważył, że jakiś wielki wigwam stoi w jego pokoju na dotychczasowym miejscu łóżeczka. Zabrał tylko książkę ze stolika i kazał sobie przeczytać.
Jednak kiedy już mieliśmy zacząć czytanie, coś przykuło jego uwagę i usłyszałam to wyczekiwane „o o!!”, a zaraz potem jego wersje „cio to, hmmm?”.
Hurra. Zauważył. Szczęście matki sięgnęło zenitu, jednak na krótko, 2 minuty później już stracił zainteresowanie tipi.
Przekonał się do niego dwa dni później. Zrobiliśmy w namiocie mieszkano dla Nelci, bawiliśmy się w „a kuk kuk” i zaczął nawet sam do niego wchodzić by spędzać czas na zabawie, podobnie jak mama w dzieciństwie pod stołem 🙂
Dziś wszyscy lubimy w nim przesiadywać, rozmawiać, ucinać sobie drzemkę, czytać bajki. Fajnie jest po całym dniu pracy, wrócić do domu i zaszyć się w tym kąciku z młodym kiedy on opowiada w swoim, niezrozumiałym dla mnie, języku co takiego wydarzyło się w żłobku. Może już za niedługo będę w stanie zrozumieć więcej niż „aaaa”, „ada” – w tym przypadku może chodzić o jego koleżankę, i „niam niam”.